piątek, 8 sierpnia 2014

risotto, kaczka i polskie kiełbaski

Niecodziennik zrobił się bardziej "nie" niż "codzienny". Wydawało mi się, że materiału do pisania po przylocie będę miała tyle, że nie nadążę z klikaniem w klawiaturę a tu niespodzianka... to znaczy, materiału mam mnóstwo tylko nie wiem jak do tego wszystkiego się zabrać, co jest ważniejsze, a co mniej, co niespodziewane a co rozczarowujące. W związku z tym postanowiłam dylematy po prostu przespać :)

Najważniejsze: przylecieliśmy! :) wylądowaliśmy zgodnie z rozkładem, odczekaliśmy swoje w kolejce do odprawy celnej (standardowo byliśmy ostatni) i ku naszemu rozczarowaniu, po odebraniu walizek, zostaliśmy skierowani od razu do wyjścia z lotniska - a miałam przygotowany taki dobry, pełny tekst odpowiedzi na różne natarczywe pytania dot. kontrabandy, przemytu, nielegalnych produktów spożywczych a tu nic, tak po prostu "Państwo z Polski, aaa... to zapraszamy" ;)
Wyszliśmy z lotniska i pierwszy zonk! co to ma być? to zima?! Ja tu przyleciałam z nadbagażem gigantycznych rozmiarów, kurtka na polarze nie chciała zmieścić do walizki a buty na merynosie musiałam założyć w Polsce przy 32 st. C a tu jest ciepło! Skandal i obraza! Nadęłam się, ale tylko do momentu przyjazdu do tymczasowego lokum. Pierwsza myśl po wygramoleniu się z samochodu: "o boziu! ocean szumi, fale, księżyc wisi odwrotnie, gwiazdy widać" myśl druga (wyparła pierwszą błyskawicznie): "ja pierdziu, jak tu zimno!" Więc dla wszystkich wybierających się do Australii zimą (ich zimą): ciepłe swetry i bluzy są absolutnie niezbędne. Dni, zwłaszcza takie jak dziś, czyli słoneczne, są w porządku ale wieczory i noce powodują dreszcze i niekontrolowane szczękanie zębami.

Pierwszy dzień po przylocie był dniem załatwiania podstawowych spraw: telefon, bank, karty miejskie (zwane tu metro card, nikt nie wie dlaczego, bo metra tu raczej nie uświadczysz). Z telefonem poszło dość łatwo, karty miejskie mamy i korzystamy, natomiast bank cały czas odbija nam się czkawką i chociaż już wczoraj wydawało się, że wszystko gra to jednakowoż małżonkowi kartę bankomat zeżarł przy zmianie PINu (mi zeżarł dzień wcześniej) ale mamy po dwie więc się nie poddajemy.

cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz