wtorek, 25 sierpnia 2015

o rany rety... to już rok

28 lipca stuknął nam rok w Australii, czas zatem na pierwsze podsumowania. Gdy wyjeżdżaliśmy, było kilka pytań, które sobie zadawałam: czy damy radę? czy decydując się na wyjazd popełniam zawodowe samobójstwo? czy warto?

1. Czy daliśmy radę? Tak to już czasami bywa, że związki (formalne i nie) nieźle funkcjonują w rzeczywistości, która jest im znana, ale gdy ta rzeczywistość wywraca się do góry nogami - czasem coś się psuje. Czy się tego bałam? Owszem. Czy tak się stało? Nie-e :) Być może dlatego, że my nigdy nie byliśmy całkiem normalni. I może to jest klucz do sukcesu, znaleźć kogoś kto ma tak samo nierówno pod sufitem; kogoś, kogo frustrację słyszą wszyscy sąsiedzi dookoła (dobrze, że nikt z nich nie rozumie co konkretnie sądzi o kolejnym tajemniczo zaginionym kablu albo szybce telefonu, która raczyła była popękać) ale też kogoś, kto na mój kolejny pomysł na siebie powie "ja jestem z ciebie dumny a reszta świata może się wypchać".

2. Czy decydując się na wyjazd popełniłam zawodowe samobójstwo? Wyjeżdżając, zdawałam sobie sprawę, że emigracja do kraju anglojęzycznego dla filologa polskiego i logopedy to nie jest raj zawodowy. Oczywiście, że trochę brakuje mi pracy z dziećmi i chociaż ta ścieżka nadal jest otwarta, to póki co zamieniłam kierunek "edukacja" na "technologia" i traktuję to raczej w kategorii rozwoju niż zawodowej porażki.

3. Czy był warto? Przez ten rok poznałam ludzi, których nie miałabym szansy poznać. Ludzi cudownych, otwartych, poważnych biznesmenów i nauczycieli, którzy śmieją się w głos z samych siebie przy grze towarzyskiej. Trzymałam na rękach koalę i karmiłam kangury. Przeżyłam Boże Narodzenie przy 30 st. w cieniu i moje lipcowe urodziny zimą. Mieszkam pod jednym dachem z rodziną oposów i od wiosny do późnej jesieni budzą mnie, drące się za oknem, papugi.

Po roku w Australii mogę powiedzieć - było warto.