wtorek, 10 maja 2016

Życie do góry nogami: Jak ze sobą wytrzymać?

Miałam kiedyś książkę J. Chmielewskiej pod bardzo podobnym tytułem, a przypomniałam sobie o niej słuchając wczoraj kolegi z pracy - opowiadał o swoich rozterkach małżeńskich.

Czy w ogóle jest możliwa odpowiedź na tak mocno niekonkretne pytanie? Bo co to niby ma znaczyć "wytrzymać ze sobą". Ze sobą sobą, czy może ze sobą na wzajem? Czy jak nie wytrzymuję sama ze sobą to ktoś inny sobie z tym bałaganem poradzi? Kłopoty mnożą się jeszcze bardziej, gdy do tego wszystkiego dochodzi jeszcze życie na emigracji.

Zacznijmy od początku kłębka - najważniejsza dla siebie samej jestem ja. Egoizm? Owszem tak, ale ten z gatunku zdrowego, chociaż ciągle jeszcze muszę się go uczyć, bo jest mocno zagłuszany przez "powinnam", "poświęcenie", "dla kogoś drugiego", czyli postawę wpajaną już od dzieciństwa.

Ostatnio nawiedziło mnie takie wspomnienie - ja w wieku wczesno-szkolnym i moja ciotka, która przygarnęła mnie na ferie do stolicy. Pod Domami Towarowymi Centrum (łomatko, jak to było dawno temu) pan sprzedawał koszulki z nadrukami. Ciotka dla siebie nabyła, zapytała mnie czy chcę - nie chciałam i pojechałyśmy do domu. W międzyczasie się namyśliłam, że jednak taka koszulka to fajna rzecz i owszem chciałabym i to najlepiej właśnie tę nabytą przez ciotkę. A tu niespodzianka - ciotka powiedziała "nie" (marudzenie, łkanie i w końcu obrazę na cały świat litościwie pominę milczeniem). No i jak to tak, ona jest przecież starsza, powinna ustąpić, powinna wiedzieć lepiej i zrobić wszytko, żeby mi było dobrze a tu zonk! Ośmioletnia ja nie rozumiała i była zdruzgotana, trzydziestopięcioletnia ja (czyli pewnie mniej więcej w tym wieku co wtedy moja ciotka) nie może się nadziwić, że można było by postąpić inaczej.

Przykład może trywialny, ale doskonale obrazuje, to co chciałam napisać. Dlaczego mamy się godzić na oddanie czegoś, komuś drugiemu bo "tak już jest i się z tym nie dyskutuje", bo "powinnam". Co to w ogóle ma znaczyć "powinnam"?! "Powinnam" to przede wszystkim myśleć o sobie.

Czy jestem szczęśliwa na tym końcu świata? Jestem. Tak zdecydowaliśmy - wspólnie, bo było to dobre i dla mnie i dla mojego męża. Ktoś może powiedzieć, że zachowałam się egoistycznie, bo nie pomyślałam o rodzinie, a powinnam ich wziąć pod uwagę przy takiej decyzji. A ja się pytam "dlaczego"? Czy moim rodzicom byłoby lepiej, gdybym zamiast zwiedzać drugi koniec świata, tulić koale, mierzyć się z zupełnie inną rzeczywistkością i uczyć się siebie na nowo, mieszkała z nimi, ze skwaśniałą miną snułabym się po mieszkaniu i zastanawiała "co by było gdyby"? Wiem, że nie. Wiem, bo znam się nie od dziś i wiem, że w krótkim czasie wszyscy mieliby mnie serdecznie dość.

Takie poczucie obowiązku, względem drugiego człowieka jest też najcześciej przyczyną problemów w wielu związkach. Ale to już temat następnego odcinka :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz